Chwilę temu wrzuciłem stary post. To generalnie są stare posty, w formie szkiców trzymane na serwerach Bóg wie gdzie. I tych szkiców jest jeszcze kilkadziesiąt, co nie oznacza że nastąpi teraz festiwal cyfrowej nekrologii. Ten cyfrowy notatnik, niby nieco bardziej niż papierowy, bo font świecony na ekranie sprawia że wygląda od razu bardziej.
I co dalej, poza tym że Woycek mnie znów zaskoczył i w lutym zagra koncert Zza Siódmej Góry, w stolicy. I co dalej? Z pisaniem postów, z tym miejscem. Przecież to notes jest. Ani wiekopomnej treści, ani poważnych tematów. Patchwork taki. Sam zapomniałem o nim na kilka lat.
Wyłonił się z zapomnienia przez przypadek, przy okazji aktualizacji miejsc którymi się opiekuję. Nie ma przypadków? Ano nie ma, od dawna wszelkie media społecznościowe drażnią mnie, żadna nowość to ani oryginalność. Korzystać z nich powinienem w zasadzie dla kontaktu z ludźmi i dla kalendarza wydarzeń. Tylko tyle i aż tyle.
Fejsiki czy inne zmęczyły mnie nawet nie wszechobecnością głupoty, co raczej nadmiarem wszelakim. Czytnik RSS nadal zapełniony po brzeg (wirtualnie, bo realnie to mnie przepełnia). I myśl o notowaniu nieco publicznie cyklicznie przez łeb przelatywała.
Nowa wersja WP ułatwia nieco zadanie – jest pusta przestrzeń do zapisania. A blog to miejsce gdzie można wszystko znaleźć. Tylko po co? Szumu jest sporo wszędzie, czy warto jest szumieć?
Czyli kolejny raz napisałem o rzeczy oczywistej, pisanie dla zapisywanie, notowanie dla pamięci. W końcu to szumy, zlepy i ciągi…